Wygląda na to, że większa powódź na razie nam nie grozi. Ale co się stało to się stało. Ci, którzy nie zostali poszkodowani przez wodę nigdy nie zrozumieją zagrożenia jakie niesie za sobą ten żywioł. Najpierw Przyborowie, potem Biała I, okolice zalewu. (Patrz FOTO!). Może to i niewiele wobec nieszczęść jakie spotkało wiele miast i miejscowości położonych nad Wisłą czy Odrą w ostatnich latach, ale jednak. Tylko co z tego. Po ostatniej wielkiej powodzi i stratach jakie wyrządziła w okolicach Sandomierza, Wilkowa, Kazimierza Dolnego, mieliśmy czas na wyciągnięcie wniosków i działanie. Dzisiaj, kiedy wody jest znacznie mniej, wszyscy drżą co będzie jutro, pojutrze, za tydzień, miesiąc. I słusznie. Bo natura jest odporna na polityczną propagandę. Nawet w małomiasteczkowym wydaniu janowskim. Nie wiadomo kiedy przyjdą burze i jeszcze większe opady i zaleje nie tylko dwa czy trzy domy na Przyborowiu i pola na Białej, ale Zamoyskiego, Bialską i inne ulice. Co wtedy? Ostatnia sobota pokazała, że takie nieszczęścia jak lokalne podtopienia mają swoje bezpośrednie przełożenie na to, czym Janów na siłę chce być. Czym? Turystyczną potęgą na miarę Mazur, Paryża, lub innej Chorwacji. Litości. Nie tędy droga do wielkości. A może lepiej spróbować naprawdę poszukać inwestorów do tzw. Strefy Ekonomicznej, która miała być lekarstwem na miejscowe bezrobocie. Albo pomyśleć o rozwoju szkolnictwa w mieście. Jak to zrobić ma kto podpowiedzieć. Przecież profesor Józef Zając jest związany z naszym miastem i ostatnio często się tutaj pokazuje. Trzeba tylko chcieć wyrosnąć poza zwykłą małomiasteczkowość. Wiadomo, że trudniej jest zabezpieczyć rzeki przed wylaniem niż wybrukować rynek lub zrobić imprezę z piwem w parku miejskim niż ściągnąć inwestora do Strefy, ale trzeba próbować. Albo zrobią to inni.
zn
PS. Zdjęcia poniżej wykonane zostały w sobotę po południu. Kto przyjedzie nad nasz zalew, jeżeli tak wygląda jego okolica po deszczu? Kto zechce zamieszkać na polu namiotowym lub zagrać w tenisa, jeżeli kilka metrów dalej szaleje żywioł. Tym bardziej, że tzw. problem rowów opaskowych wydaje się być wieczny.